Pułapka na kreta to kawałek rurki z PCV z ruchomymi klapkami na końcach. Klapki otwierają się tylko w jedną stronę, do środka. Taką rurkę należy umieścić w krecim korytarzu, zasypać i poczekać aż zwierzę wpełznie do środka. Jak już wpełznie, to tkwi w niej nieruchomo, aż zdechnie.
- Panie, nie dłużej niż dobę! - sąsiad, pan S., obserwował przez płot moją bezsilną wściekłość na kolejne dorodne kopce rujnujące mój trawnik. - Zakop Pan tę rurkę i spokój. Żadne butelki na kiju, żadne elektroniczne cuda za stówę nic tu nie pomogą. Kreta trzeba zabić i tyle!
Z kamienną twarzą chwyciłem pułapkę podaną przez płot, zaniosłem na taras i postawiłem w kącie z zamiarem użycia jej następnego dnia.
Kret rozpoczął swą robotę jeszcze zimą. Topniejący śnieg stopniowo odsłonił kilkadziesiąt dorodnych kopców, które szpeciły świeżo założony ogród jak pryszcze twarz nastolatka... Ziemia ciężka od wilgoci lepiła się do szpadla, butów, wszystkiego co choćby ją musnęło. Moja nienawiść do kreta rosła z każdą wrzuconą do taczek grudą. A kopce pojawiały się codziennie. Każdego ranka podchodziłem do okna z takim samym uczuciem, jak podchodzi się do kolektury totka: iskierka nierozsądnej nadziei przytłoczona dojmującą pewnością, że nic z tego nie będzie. I nie było. To znaczy były - kopce. Kilka, kilkanaście świeżych Wezuwiuszy na trawniku, między truskawkami, tuż przy świeżo zasadzonych drzewkach, wszędzie. Trwało to całą wiosnę, lato i jesień. A gdy już mi się wydawało, że kret się wyniósł, albo zapadł w sen zimowy (czy krety zapadają w sen zimowy?), na trawniku wybuchał następny wulkan. Wziąłem więc pułapkę od pana S. rozkoszując się wizją mordu na przeklętym szkodniku.
Trzy dni później przywołałem pana S. do płotu i oddałem mu pułapkę.
- Niech Pan ją weźmie, powiedziałem, serca nie mam...
Pan S. chwycił podaną rurkę i odwrócił się bez słowa. Oj, coś mi się wydaje, że mogę zacząć się żegnać z dobrą opinią we wsi... A kret, który nie miał pojęcia, że o włos uniknął losu męczennika, odwdzięczył mi się dorodnym kopcem tuż przy agreście.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz