niedziela, 6 stycznia 2013

Sposób na fotoradary

Zacznę od tego, że trzeba mieć wyjątkowego pecha, żeby złapać mandat na drodze krajowej nr 94, przy której leży moja gmina. Jak już wcześniej pisałem (na przykład tutaj), jest ona zbyt ruchliwa, zbyt wąska i zbyt kręta, żeby dało się jechać szybciej niż najwolniejszy uczestnik ruchu, czyli albo ledwo żywa ciężarówka, albo kierowca, który do przestrzegania przepisów podchodzi bezkompromisowo. Wariaci oczywiście zdarzają się jak wszędzie, ale zdecydowana większość kierowców wie, że wyprzedzanie nie ma najmniejszego sensu i grzecznie jedzie w rządku 50-60 na godzinę.

Tej sytuacji zdaje się zupełnie nie dostrzegać zarządca drogi krajowej nr 94, czyli Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad, która co kilka kilometrów umieściła budki z fotoradarami. To znaczy nikt do końca nie wie, czy w budce akurat zagnieździł się jednooki drapieżnik, czy też pozostaje ona niezamieszkała. Faktem jest, że między Krakowem a Olkuszem jest tych budek co najmniej dziesięć, z czego, jeśli dobrze policzyłem, cztery lub pięć na terenie mojej gminy. Jedna z nich niedawno zmieniła kolor: z szaroburego na jaskrawo-żółty, który, w myśl nowych przepisów, jednoznacznie ostrzega kierowców, że ze środka łypie oko radaru. Pozostałe, przecząc wspomnianej wyżej niepewności, są na sto procent nieszkodliwe. Bo...

Sposoby na fotoradary są w naszej gminie dwa: nalepka lub szmata. Tę pierwszą nalepia się na szklane okienko budki, więc nawet jeśli w środku jest urządzenie, to i tak nic nie widzi. Nalepka tkwi na miejscu średnio co najmniej pół roku, dzięki czemu widać jak na dłoni, jak bardzo zarządca drogi interesuje się (nie interesuje się) daną budką. Szmata jest w swym działaniu o wiele bardziej radykalna: nasączona substancją łatwopalną, wciskana jest do budki przez wybite wcześniej okienko i podpalana. Nadtopiona, osmalona budka smętnie tkwi na słupie równie długie miesiące, zanim służba drogowa nie wymieni jej na nową.

Pytanie zasadnicze brzmi: czy powinniśmy potępiać wandala, który śmieje się w twarz przepisom, czy może jednak dostrzec w nim Janosika, który wziął w obronę maluczkich, uciskanych przez opresyjnych urzędników? Z jednej strony Polska przoduje w statystykach ofiar wypadków drogowych, z drugiej każdy z nas podświadomie czuje, że większość fotoradarów służy przede wszystkim do drenaży naszych portfeli, a dopiero na drugim miejscu do zwiększenia bezpieczeństwa na drodze. Ja nie chcę odpowiadać na to pytanie. Niechaj każdy czytelnik sam rozstrzygnie, gdzie leży racja. Może ten tekst będzie pretekstem do dyskusji w szerszym gronie?

Mnie tylko ciekawi, czy fotoradary niszczy się jedynie w mojej okolicy, czy może jest to proceder bardziej popularny?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz