niedziela, 20 stycznia 2013

Pomoc drogowa

- Jejku! Jakby się ojciec dowiedział, tobym miał przerąbane...

Tak naprawdę chłopak użył słów bardziej dosadnych, ale faktycznie miał powód. Jak się pożycza auto od ojca i ląduje się tym autem w rowie, to mało który ojciec się nie zdenerwuje.

Śnieg pada od kilku dni. Pługi nie dają już rady, bywa, że drogi możemy się tylko domyśleć. Zwłaszcza tej w szczerym polu, którą śnieg zasypuje nie tylko z góry, ale i z boku (dopiero na wsi nauczyłem się różnicy pomiędzy zawieją a zamiecią: ta pierwsza to wiatr plus śnieg z góry, ta druga to wiatr plus śnieg z pola, taki, który spadł wcześniej, a teraz jest nawiewany na drogę).

Chłopak albo miał pecha, albo przeszarżował (jak się ma dwadzieścia lat to się raz na jakiś czas szarżuje). W każdym razie gdy go mijałem, to spojrzał się na mnie z taką bezsilną rozpaczą, że zatrzymałem się natychmiast.
On siedzi za kierownicą, ja pcham od tyłu. Nie idzie. Odsypujemy śnieg spod kół. Auto ani ruszy - koła kręcą się w miejscu, nie idzie nawet po rozbujaniu. Podczepiam linkę i próbuję wyciągnąć go moim samochodem. Koła nadal mielą śnieg, auto chłopaka ani myśli wyjechać z rowu. Ocieramy pot z czoła (ja ze zmęczenia, chłopak pewnie z emocji) i zastanawiamy się jak wydostać drania z pułapki. I wtedy zza zakrętu wyłania się samochód. Staje bez zawahania, wysiada jakiś facet.

- Tomuś (imię zmienione), aleś się wtarabanił! A jakby się ojciec dowiedział...

Teraz ja próbuję wyciągnąć Tomusia moim autem, Tomuś mieli kołami swojego, a znajomy jego ojca pcha go od tyłu. Auto nadal w rowie. Stoimy już we trójkę i ocierając pot z czoła (my ze zmęczenia, Tomuś z emocji) zastanawiamy się jak wyjść z impasu.

I wtedy zatrzymuje się kolejne auto. Wysiada facet i bez słowa podchodzi do bagażnika i pokazuje głową: dawaj! Ja za kółkiem mojego, Tomuś w swoim, dwaj faceci pchają. Powoli, centymetr po centymetrze, auto wytacza się na drogę. Uff...

- Tomuś, - drugi facet groźnie kiwa palcem -  ale ty lepiej teraz uważaj! Jak by się ojciec dowiedział...
- No...

Tomuś dziękuje nam wzrokiem i odjeżdża powolutku, dwadzieścia na godzinę. Ja wracam do domu zadowolony z dobrego uczynku i zastanawiam się, czy w mieście też by tak chętnie Tomusiowi pomogli. Ale z drugiej strony czy w mieście są aż tak duże zaspy?

2 komentarze:

  1. To wszystko nie zawsze jest takie kolorowe... Co prawda w zeszłym roku kolektywnie wyciągaliśmy sąsiada i rzeczywiście zatrzymał się KAŻDY przejeżdżający samochód, ale kiedy zawiesiłem się kilka lat temu w rowie pozostawionym pod śniegiem przez panów z gazowni (pozdrawiam!) obszedłem pół wsi, zanim znalazłem kogoś, kto pofatygował się do mnie z pomocą... (Maciek)

    OdpowiedzUsuń
  2. Wiadomo, raju na ziemi nie ma. Ale jeśli połączymy nasze historie, to średnia wychodzi grubo ponad połowę. I tak na to patrzmy.

    OdpowiedzUsuń