niedziela, 25 listopada 2012

Tanio i drogo

Na wsi pod pewnymi względami żyje się taniej niż w mieście, a pod innymi drożej. Tę niewątpliwie  odkrywczą tezę najlepiej zilustrować przykładami.

Pamiętam pierwszą po przeprowadzce wymianę opon na zimowe. Nauczony doświadczeniami Krakowa, spodziewałem się kilku-, kilkunastosamochodowej kolejki, zwłaszcza, że zima nastała nagle, więc warsztaty nawiedziło pospolite ruszenie. Pakuję do auta termos z herbatą, książkę i jadę do wulkanizatora przy gościńcu (gościńcem miejscowi zwą drogę krajową 94 z Krakowa do Olkusza, w połowie której leży moja wioska). Zajeżdżam, a tu pustki! No, prawie - przede mną jedno auto, które właśnie zmienia obuwie. Jedno! Gdy przez 15 minut czekałem na swoją kolej, za mną ustawił się kolejny kierowca i to wszystko. Druga niespodzianka, jeszcze bardziej miła, nastąpiła, gdy doszło do płacenia:
- Czterdzieści. - powiedział wulkanizator.
- ??? - uniosłem brwi w niemym zdziwieniu.
- Czterdzieści złotych. - powtórzył wyraźniej.
To było kilka lat temu. W tym roku zapłaciłem pięćdziesiąt - wciąż mniej więcej dwa razy mniej, niż w Krakowie, nie licząc oszczędności na czasie.

To samo dotyczy wszelkich napraw auta. W okolicy jest kilka warsztatów, część z nich miałem okazję odwiedzić. Najfajniejszy jest niewielki warsztacik ukryty w jednej z sąsiednich miejscowości. Nawet szyldu nie ma - właściciel naprawia auta z polecenia i na brak klientów zupełnie nie narzeka. Nie dziwi mnie to ani trochę: jest solidny, blisko dwa razy tańszy niż warsztaty w Krakowie (miałem okazję naprawić u niego dokładnie to samo, co wcześniej w jednym z podwawelskich warsztatów), a w dodatku jest przesympatycznym gawędziarzem, u którego czas naprawy nie dłuży się ani trochę. Krótko mówiąc, jeśli chodzi o serwis auto-moto, wszystkim mieszczuchom polecam warsztaty poza murami miasta.

Gorzej, jeśli chodzi o ceny, jest z jedzeniem. Bo na jakość zaopatrzenia nie narzekam. Wśród kilkunastu okolicznych sklepów spożywczych wyróżniają się prawdziwe delikatesy prowadzone przez małżeństwo pasjonatów, które do swego sklepu potrafi sprowadzić oliwę truflową, dziesięcioletnią whisky czy świeże figi! Wszyscy moi miejscy goście, których tam zaprowadzam, otwierają buzie ze zdumienia. Niestety i w nim, i tak naprawdę w każdym sklepie w okolicy jest drożej niż w mieście. Transport kosztuje... Inna sprawa, że w mieście nie kupię mleka prosto od krowy, jaj od kur, które całe życie chodzą gdzie chcą, ani tychże kur na rosół. To znaczy pewnie kupię, ale za jaką cenę. No i bez stuprocentowej pewności, że towar jest zgodny z opisem.

Z innych rzeczy:
- woda jest śmiesznie tania,
- wywóz śmieci drogi jak jasny gwint,
- paliwo (w okolicy są dwie stacje, prywatna i markowej sieci) jest mniej więcej w tej samej cenie co w mieście,
- ubrania i buty są zdecydowanie tańsze, ale że jest tylko jeden sklep z ciuchami, więc wybór niewielki,
- kwiaty... kurczę, nie mam pojęcia ile kosztują kwiaty ani u mnie, ani w mieście... Małżonka kiwa głową i wzdycha...
- knajpy: o niebo taniej jest w barze Acapulco, za to w położonym przy gościńcu, zrobionym na błysk zajeździe jest co najmniej tak drogo jak w dobrej krakowskiej restauracji. Ale też miejscowi rzadko się tam stołują,
- niedaleko jest też magazyn z zaopatrzeniem rolniczym: nawozy, części do maszyn itp. Ale siłą rzeczy nie da się porównać jego cen z miastowymi...

Tę listę można by wydłużać i wydłużać. Za pewne rzeczy płacimy drożej w mieście, inne kosztują mniej. Suma... dla mnie w sumie nie jest ważna. Nie dla pieniędzy wyprowadziłem się z miasta, a największych zalet życia na wsi kupić się nie da.

A na sam koniec jedna z większych zagadek, na jakie natrafiłem po sprowadzeniu się w tę okolicę: dlaczego bus z Olkusza do Krakowa kosztuje trzy razy drożej niż bus z Olkusza do Katowic, skoro odległość, jaka pokonuje, jest dokładnie taka sama?  

2 komentarze:

  1. Może podróż do Krakowa związana jest z większym stresem kierowcy i ogólnie większym zużyciem wszystkiego?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak sobie myślę, że to może mieć coś wspólnego z jakością drogi: do Katowic to niezła dwupasmówka, do Krakowa - wąska droga, która ciągle biegnie przez jakieś miejscowości. W rezultacie do Katowic bus jedzie szybko, do Krakowa nie więcej niż 60km/h. W rezultacie dziennie robi mniej kursów, więc żeby wyjść na swoje, musi drożej kasować...

      Usuń