niedziela, 17 czerwca 2012

Mecz

A miało być tak pięknie. Tak pięknie miało być... Z grupy mieliśmy wyjść i w ćwierćfinale zagrać... W ćwierćfinale!!! I mniejsza o wynik tego ćwierćfinału, ważne, żebyśmy z grupy wyszli! A dalej to już tylko coraz piękniej mogłoby być. A jakby nie było, to i tak byłoby pięknie, bośmy z grupy wyszli. I duma by nas rozpierała, pieśń triumfu szybami by zatrzęsła, a struny głosowe, choć utopione w zimnym piwie, znów dałyby radę...


Wczoraj wieczorem w barze Acapulco królowała łacina. Najpopularniejsze polskie słowo najpierw pęczniało od wielkich nadziei, potem eksplodowało, gdy piłka o centymetry mijała czeską bramkę, wreszcie wibrowało wściekłym rrrrrrrrrrrrr, tym bardziej zaciśniętym, im bardziej docierało do nas, że nie damy rady... Im bliżej końca, tym częściej palacze wychodzili na fajkę (W barze Acapulco się nie pali. Zakaz respektują wszyscy, choć spokojnie mogliby go olać - bar jest na uboczu, z drogi go nie widać, więc obcy praktycznie tu nie zaglądają). Niepalący też wychodzili, by kilkoma głębokimi wdechami uspokoić nerwy. A potem wracali, opadali na krzesła i wpatrywali się w ekran wzrokiem błagającym o cud.

A cud się zdarzył, ale zupełnie niespodziewany. Tuż przed przerwą w progu stanęła kobiecina i spytała głosem, w którym nie było wiele nadziei:
- A znajdzie się jaki trzeźwy kierowca?
Kobito! Trzeźwy kierowca w barze!? W środku najważniejszego meczu dekady!!??
- Dziecko do lekarza trzeba zawieźć...

- Ja pojadę. Po pół piwa mogę poprowadzić... - ciche słowa przerwały minutową ciszę.
Dwie postaci zniknęły w mroku, w barze Acapulco powietrze znów zaczęło wibrować. I nikt się do tego nie przyznawał, ale każdy z nas troszkę żałował, że wypił za dużo, by wyjść i przerwać tę męczarnię...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz