niedziela, 10 czerwca 2012

Jak nie zbudować schodów

A w zasadzie nie tyle schodów, co dwóch - trzech stopni prowadzących na taras. Taras z jednej strony wznosi się dobre półtora metra nad gruntem (tu wiodą nań piękne schody z poręczą, zbudowane jeszcze przez ekipę, która wznosiła dom), z drugiej strony od ziemi dzieli go jakieś czterdzieści centymetrów, czyli za mało, żeby robić schody, a za dużo, by wygodnie zejść na trawę. Potrzebne są właśnie owe dwa - trzy stopnie, dzięki którym komunikacja odbywa się komfortowo i bezpiecznie.

Tuż po przeprowadzce rolę stopni zaczęły pełnić drewniane kloce, półmetrowej długości obrzynki od belek, z których powstał dom. Ustawione w prowizoryczną piramidkę, od kilku lat doskonale wywiązują się z roli. Prowizorka to najtrwalsza rzecz na świecie, wiadomo. Niestety nadgryzł je ząb czasu, czyli robactwo i wilgoć. Idealnie płaska powierzchnia zaczęła gnić od spodu, z góry zaś poprawiło ją moje wrodzone lenistwo, używałem mianowicie owych stopni jako pieńka do rąbania kominkowego drewna (właściwy do tej pracy pieniek stoi po drugiej stronie domu). Krótko mówiąc, stopnie zaczęły się kiwać oraz grozić wbiciem drzazgi w bosą stopę.

Moja małżonka jest mądrą osobą. Moja małżonka doskonale wie, że jeśli chce, żeby jej mąż wykonał jakąś większą pracę, to należy go o to poprosić łagodnie, z uśmiechem, a przede wszystkim nie-za-gwałtownie. Do kwestii budowy stopni podeszła więc stopniowo.

- Tak sobie myślę, że te stopnie to musiałyby być tej samej szerokości co bok tarasu, żeby z każdej strony dało się wygodnie schodzić - rzekła któregoś popołudnia pierwszej zimy po przeprowadzce.
- Zgadzam się - odparłem pół roku później, stojąc przed tarasem i w zamyśleniu drapiąc się po podbródku.
- A jakbyś je umocował? - spytała następnej zimy.
- Muszę się zastanowić - odpowiedziałem natychmiast, przez co małżonka zachłysnęła się kawą.

Opracowanie technologii mocowania stopni w gruncie zajęło mnie na dobre. Zalać fundament z betonu, czy wbić drewniane słupki? A jeśli słupki, to czym je zakonserwować, żeby nie zgniły po pięciu latach? A jak beton, to trzeba by betoniarkę pożyczyć... No i sprawdzić jak się ten beton robi, bo jakoś nigdy jeszcze go sam nie rozrabiałem. A jeśli stopnie mają być na szerokość tarasu, to w połowie trzeba by je jakoś podeprzeć, żeby się nie uginały. Deski to by trzeba u stolarza zamówić. Ciekawe gdzie w okolicy jest jakiś stolarz...

Niedawno wpadliśmy do sąsiadów na popołudniową kawkę.
- Popatrz na te ich schodki- żona szepnęła mi do ucha, gdy sąsiedzi krzątali się w kuchni - Ciekawe jak są zrobione...
Stopnie sąsiada okazały się konstrukcją nieznośnie solidną w swej prostocie. Małżonka z uśmiechem podjęła sąsiedzką pogawędkę udając, że natychmiast o nich zapomniała.

- A widziałeś, jaką fajną piaskownicę mają ich dzieci? - rzuciła od niechcenia, gdy godzinę później spacerowaliśmy w stronę domu...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz