niedziela, 3 czerwca 2012

Podłoga

Pierwsza rysa na nowej podłodze pojawiła się już w czasie przeprowadzki. Długa na prawie trzydzieści centymetrów, głęboka na dobre dwa milimetry, poszarpana na krawędziach. Zrobiła się... no nie, sama się nie zrobiła. My ją zrobiliśmy, ja z moim ojcem, mordując się z ciężkim jak koło młyńskie biurkiem, które usiłowaliśmy wnieść do salonu przez drzwi balkonowe. Drzwi, choć dwuskrzydłowe, mają po środku pionową belkę. W czasie kupowania kompletnie nie zwróciłem na nią uwagi, więc mam za swoje - męczę się z nią ilekroć muszę wnieść do salonu coś większego. Na przykład stare, dębowe biurko. Przez korytarz się nie da, bo wąski i zakręca.

A więc targamy z ojcem to biurko, klnąc pod nosem i zaciskając zęby, obracając je na wszystkie strony by wpasować w zbyt wąski otwór. W końcu się udaje, biurko wjeżdża do salonu z efektownym piruetem, po czym wysmykuje się nam z rąk (mnie się wysmykuje) i kaleczy podłogę. Zupełnie Nową Podłogę. Błyszczącą świeżym lakierem, odbijającą światło jak lustrzana tafla podłogę...

Pięknie...

Do pierwszej rysy dołączały kolejne: od przesuwanych mebli, od nożyczek, które wymknęły się z rąk i wbiły w drewno, od długopisu, który w rękach mojej córeczki zmienił się w najprawdziwsze dłuto, od popielnika, czyli stalowego pojemnika, do którego wysypuję popiół z kominka. Krawędzie popielnika szlifują lakier jak papier ścierny, o czym przekonałem się, gdy pierwszy raz przesunąłem go kolanem, usiłując wygarnąć popiół z rogu paleniska. Od nogi krzesła, od której odpadła filcowa podkładka... Nigdy nie kładźcie świerkowej podłogi! - radziłem wszystkim znajomym, którzy zdradzili zamiar kupna lub remontu lokum - Świerk jest miękki jak masło, co by na niego nie spadło, od razu robi się ślad.

I bardzo dobrze, że się robi! Po kilku latach mój pogląd na świerkowe deski całkowicie się odmienił. Najważniejsze to szybko przeboleć pierwszą rysę, która zawsze boli jak diabli. Na to nie ma lekarstwa, trzeba odchorować. Ale każda następna znieczula coraz bardziej. Zamiast się wściekać - wzdychamy, wzruszamy ramionami, a w końcu parskamy śmiechem. Śmiech brzmi szczególnie efektownie, gdy rysa jest dziełem jakiś gości. Goście zamierają przerażeni, że narobili szkody, a my, zamiast fałszywego "Ależ nic się nie stało", wybuchamy śmiechem, wprawiając ich w stupor. Bo im bardziej zniszczona podłoga, tym większe daje poczucie komfortu. Tym bardziej można się nie przejmować: upuszczonym świecznikiem, rozlaną kawą, bawiącymi się dzieciakami, obcasami gości... Nowa podłoga terroryzuje, zużyta - służy. I nie tylko podłoga, ale każdy nowy nabytek:  telefon, komputer, zegarek, samochód... Nowy - terroryzuje, zużyty - służy.

Jedną z naszych ulubionych zabaw na deszczowe popołudnia jest "czytanie podłogi".
- Synku, a pamiętasz jak powstała tamta rysa pod oknem?
- Tak, tato! To było wtedy jak goniłem Zośkę z łopatką i się wywaliłem!
- A ta przy stole?
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz