niedziela, 6 maja 2012

Różnica

Mieszkanie na wsi tym różni się od mieszkania w mieście, że na wsi zawsze jest coś do zrobienia. Czego mieszczuchy szczerze nam zazdroszczą. Siedzą całymi dniami w bloku i myślą sobie: Jakbym miał domek na wsi, taki z ogrodem, to siedziałbym sobie teraz w tym ogrodzie i byłoby mi jak w raju... Podłubałbym trochę w ziemi, płot bym pomalował, warzywnik podlał, trawkę przystrzygł... sama radość! Ta, akurat... Radość to jest wtedy, gdy sąsiad się zmiłuje i wpadnie na chwilę pogadać. Można wtedy odłożyć szpadel/młotek/pędzel/kosiarkę/śrubokręt/nożyczki/miotłę/widły/sekator/hebel/piłę/szlifierkę, sięgnąć do lodówki po piwko (piwko w lodówce powinno być zawsze, właśnie na wypadek niespodziewanej wizyty sąsiada), przysiąść na murku i leniwie pogadać o czymkolwiek.

Wczoraj na przykład gadaliśmy o tym, że taki mieszczuch siedzi całymi dniami w bloku i... fajnie mu. Bo nic nie musi robić. Ani strzyc trawnika. Ani tarasu malować, bo farba znowu w słońcu oblazła. Ani chwastów wypielić z warzywnika (trzeci raz, od kiedy zrobiło się ciepło). Do szamba nie musi zajrzeć, czy już się wypełniło, a jak się wypełniło to zadzwonić, żeby wywieźli (mój synek wymyślił, że przyjeżdża do nas szambulans). Drzewek nie musi spryskać, bo robactwo już się do liści dobrało (oczywiście wcześniej trzeba się dowiedzieć czym gadzinę zwalczyć). Pomidorów nie musi upalikować, groszków podwiązać, obrać truskawek ze starych liści nie musi, ani tych liści potem spalić w ognisku... Węgla nie musi do pieca dorzucić (jeśli dom ogrzewany jest węglem, bo jeśli gazem, to rachunkami za gaz nie musi się mieszczuch przejmować). Kota nie musi przeganiać z tarasu, bo drań ostrzy pazury na barierce, ani potem tej barierki oszlifować i pomalować nie musi. A jak kot martwą mysz do domu przyniesie, to nie musi tej myszy spod łóżka wyciągać i do kompostu wyrzucać.  Psa nie musi pilnować, żeby się pod ogrodzeniem nie przekopywał, a jak się przekopie, to nie musi za nim po wsi ganiać, ani dziury po nim zakopywać. Taki mieszczuch, jak wróci z pracy, to się może zwalić z gazetą na kanapę i całe popołudnie na niej przeleżeć.

Całe popołudnie! - wzdychaliśmy z sąsiadem, przeciągając się na trawie, gapiąc na jaskółki, pociągając ze spoconych butelek i wystawiając twarze do słońca...

A potem wstaliśmy i wróciliśmy do swoich zajęć. On do zalewania betonem słupków pod taras, ja - do koszenia trawnika...  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz