niedziela, 20 maja 2012

Strych

"Jeśli coś może się nie udać, nie uda się na pewno." W przypadku mojego strychu słynne prawo Murphy'ego brzmi: "Jeśli już wniosłeś lub zniosłeś ze strychu wszystko co należało i zamknąłeś właz w suficie, to zawsze znajdzie się jeszcze jedna rzecz, przez którą trzeba wejść na górę ponownie".

Strych w moim domu pełni funkcje piwnicy, której nie mam. Czyli jest rupieciarnią sprzętów wszelkich, potrzebnych później, jak na przykład zimowe płaszcze, albo niepotrzebnych w ogóle, ale się nie wyrzuca, bo może się kiedyś przydadzą, na przykład trzymetrowa, oheblowana deska. Poza tym trzymam na nim:
- zimowe/letnie opony (kategoria pierwsza: przydatne później),
- prawie nową oponę od poprzedniego auta (kategoria druga: niepotrzebne do niczego, ale żal wyrzucić, bo prawie nowa),
- ciuszki, z których wyrosły dzieci (połączenie obu kategorii),
- stare żelazko (zdecydowanie niepotrzebne, w dodatku zepsute),
- piramidę toreb i walizek na wakacje i wyjazdy służbowe,
- zapasowe flizy po remoncie łazienki (chodzi o kafelki, w Małopolsce zwane właśnie flizami). Oby się nigdy nie przydały, ale przy dwójce berbeci wszystko jest możliwe,
- stelaż od starej maszyny do szycia (bardziej od kategorii zastanawia mnie, jakim cudem udało mi się to cholerstwo wtargać na górę),
- kartony po różnych sprzętach (ja twierdzę, że się nie przydadzą, żona, że owszem, przydadzą. Sterta rośnie.)
- zepsutą lampę stojącą (wymaga nowych kabli, pstryczka i obsady żarówki, nowego abażuru, a także sklejenia połamanych nóg. W zasadzie prościej byłoby kupić nową, ale po co, skoro tę można jeszcze naprawić. Do czego przymierzam się piąty rok.),
- oraz tysiąc i jeden innych potrzebnych i niepotrzebnych rzeczy, których wyliczenie mogłoby spowodować gwałtowny spadek czytelnictwa niniejszego bloga, więc może dam już spokój.

Istnieją dwie definicje porządku: gdy wszystko jest poukładane, oraz gdy się wie, gdzie co jest. Na moim strychu nie obowiązuje żadna z nich: rzeczy piętrzą się na środku i przy ścianach, zbite w kilka mniejszych i większych stad, efektu naszych raz-do-rocznych prób zapanowania nad chaosem. Rozwiązaniem byłyby regały, mam już nawet wszystko obmierzone i policzone. Trzeba tylko pojechać do stolarza, zamówić odpowiednio przycięte dechy i je w końcu zmontować. I W KOŃCU JE ZMONTUJĘ, TAK!?

I jeszcze słów kilka o wejściu. Na strych prowadzi właz w suficie. W otwór wkłada się pręt, przekręca się, klapa opada z jękiem rozciąganych sprężyn. Jeszcze tylko rozłożyć schodki i można wchodzić. Klapa jest ciężka, schodki nieporęczne, wymagają siły i uwagi, żeby palca nie przytrzasnąć. Idealne środowisko rozwoju dla prawa Murphy'ego. Wczoraj zorientowałem się, że wcięło mi dowód rejestracyjny samochodu. Przetrząsnęliśmy z małżonką cały dom, przeszukaliśmy wszystkie możliwe miejsca, w których dowód mógłby być (te niemożliwe, dla pewności, również). Sprawdziliśmy kieszenie moich kurtek (trzech), oraz płaszczy żony (więcej niż trzech). Dowodu nie ma. Do sprawdzenia została jeszcze jedna kurtka. Ta, którą przedwczoraj wniosłem na strych...




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz