niedziela, 19 sierpnia 2012

Czterdzieści bocianów i dudek

Skąd wiem, że akurat czterdzieści? Nie wiem, mogło ich być trzydzieści pięć, mogło i czterdzieści siedem. Ważne jest to, że nagle kilkadziesiąt tych ptaków sfrunęło z nieba prosto na łąkę za naszym domem, żeby odpocząć w trakcie podróży do Afryki. Widzieliście kiedyś czterdzieści bocianów na raz!? Albo trzydzieści pięć?
- Umówmy się, że nie traktujemy tego jako wróżby, tak? - powiedziała małżonka płaskim, martwym głosem, który kontrastował ze zdumionym zachwytem w jej oczach.
- Umowa stoi - odparłem, a usta nie drgnęły mi ani o milimetr. Dwójka dzieci w zupełności, ale to w zupełności nam wystarczy.
Rzeczona dwójka pognała w kierunku bocianów zupełnie nieświadoma ryzyka.

Od kiedy zamieszkaliśmy na wsi, ze zdumieniem odkryliśmy istnienie ptaków innych niż sroki, gawrony, gołębie i wróble. Od pierwszej zimy umocowany do płotu karmnik stał się celem pielgrzymek:
- sikorek (bogatki, modrej i ubogiej),
- kopciuszków (który z mieszczuchów wie, że istnieje takie coś?),
- pokląs... kiew... kwów... kiew... (chyba tak to się odmienia... dopełniacz liczby mnogiej od "pokląskwa": kogo, czego - pokląskiew). Kiedyś taka pokląskwa wydzwoniła w szybę od drzwi tarasowych. Przeniosłem ją na barierkę, gdzie dochodziła do siebie przez godzinę, a potem zrobiła kupę i odleciała bez podziękowania:
- dzwońców (fajnie by było, gdyby to dzwoniec wydzwonił, ale to jednak była pokląskwa)
- świergotków (obu: polnego i łąkowego)
- pliszek, kosów i szpaków w ilościach hurtowych (na końcu ogrodu rosną dwie czereśnie. Mrużąc oczy patrzę na szpaki i tylko czekam, aż popełnią ten błąd...),
- oraz czeredy innych głodomorów, których nie udało mi się rozpoznać pomimo zakupu Ilustrowanego atlasu ptaków.

A niedawno przyleciał dudek. Pierwszy raz w życiu widziałem na własne oczy dudka! O szóstej rano wstałem do pracy: jeszcze w piżamie, trąc oczy wyjrzałem przez okno i zamarłem w pół ziewnięcia. Po trawie, szukając robaków, chodził najprawdziwszy dudek. Czubek miał zwinięty (rozpościera go tylko w okresie godowym, przed chwilą sprawdziłem w wikipedii) i wydawał się całkowicie pochłonięty swoimi sprawami. Jednak gdy tylko zbliżyłem się do szyby, by przyjrzeć mu się bliżej, poderwał się i tyle go widziałem. Ale co go zobaczyłem, to moje!

Ten rozdział zostawiam bez puenty w nadziei, że, w przeciwieństwie do kolejnych akapitów, nigdy nie nadleci. 


1 komentarz:

  1. Otóż - Białoskrzydłe albo Ostropióre kopciuszki przylatują, jak im podsypać ulubionej karmy (mak z popiołem), odlatują, jak się nażrą. One są raczej..Oczywiście. Najdokładniej wyjaśnią to puenty.
    podpisano - Mieszczuch Pszemondżały. ze szczętem ogłupiały :)

    OdpowiedzUsuń