niedziela, 18 marca 2012

Autostop

- Niech Pani wsiada! Jadę do wsi to Panią podwiozę!
Kobieta jest wyraźnie zaskoczona, waha się, próbuje rozpoznać twarz, niepewnie rozgląda się na boki. Pusta droga miedzy gminą a wsią. Do przejścia dobre dwa kilometry, siaty z zakupami ciążą, a i pogoda nie zachęca do spacerów.
- Ale ja Pana nie znam!
- Ja mieszkam na Dołkach! Wie Pani, ta drewniana chałupa naprzeciwko J.!
Napięcie w oczach ustępuje miejsca uśmiechowi, chwilę później jedziemy w stronę wsi niezobowiązująco gawędząc o tym jak mi się mieszka, o pogodzie, i o stanie drogi po zimie...

W młodości autostopem zjeździłem pół Europy. W każde wakacje pakowałem plecak i ruszałem w drogę, łącząc niskie koszty podróży z poznawaniem nowych ludzi. Dotarłem tak do Paryża, do Londynu, nie mówiąc o podróżach po Polsce. I dlatego do dziś bez wahania zabieram autostopowiczów. Wyjeżdżając z miasta wypatruję ich na poboczach, jadąc w dalszą trasę tak układam bagaże, żeby zmieścił się dodatkowy pasażer, często też zatrzymuję się na przystankach i proponuję podwiezienie, nawet jeśli nikt nie macha. Lubię pogadać - to raz. A dwa, i to jest najważniejsze, spłacam długi wdzięczności wobec tych, którzy kiedyś mnie zabierali.

Po przeprowadzce na wieś zauważyłem, że moje propozycje budzą pełne rezerwy zdumienie. Kiedyś jedna kobieta, która przełamała nieufność i wsiadła, zaczęła rozmowę od uwagi: "Ale Pan to nietutejszy, prawda?", dając mi do myślenia. To znaczy, że co - że tutejsi nie zabierają na stopa!? Ale przecież sam kiedyś załapałem się na jazdę do Krakowa, gdy z przystanku zgarnął mnie jeden z sąsiadów, i to nie z tych nowo wybudowanych, ale stary mieszkaniec wsi.
- W ostatniej chwili Pana zauważyłem! - wykrzyknął z uśmiechem, gdy zatrzymał się z piskiem opon, otrąbiony przez zmuszonego do slalomu tira.
I wtedy zrozumiałem! Biorą, jeśli znają! Jeśli piechurem jest obcy, piechurem pozostanie... A piechur też o tym wie i dlatego sam nie macha, a jedynie odwraca się w stronę nadjeżdżającego zza pleców auta, eksponując twarz do rozpoznania. Mój zwyczaj łamie stereotyp, budząc nieufność i zdumienie. I trudno się dziwić - kto by wsiadł do auta z zupełnie obcym facetem, który staje nieproszony i namawia na przejażdżkę?
I dlatego jeśli ktoś jednak wsiądzie, to znaczy, że chyba nie najgorzej z oczu mi patrzy. A chwilę wspólnej podróży traktuję jak wspaniały, najszczerszy komplement. Dziękuję!

1 komentarz:

  1. Za kilkadziesiąt sekund (tyle trwa czytanie tekstu) wspólnej podróży do krainy Ufam i Lubię Cię, Człowieku - Dziękuję.

    OdpowiedzUsuń