niedziela, 30 czerwca 2013

Sprzężenie zwrotne

Sobotni poranek był równie deszczowy, co piątkowy, czwartkowy, środowy i wtorkowy... Deszczowy był cały ubiegły tydzień oraz pół poprzedniego. Atmosfera kwaśniała od wilgoci i nic nie zapowiadało odmiany. A jednak. Gdzieś koło południa niebo zaczęło się przecierać i słońce po raz pierwszy od dziesięciu dni zalało Wieś Anielską. Popołudnie, które zapowiadało się równie ponuro, co poprzednie, niespodziewanie pomknęło w stronę sielanki.

I wtedy, gdzieś koło czwartej, ryknęła pierwsza kosiarka. Któryś z sąsiadów nie wytrzymał i, gdy tylko słońce podsuszyło trawnik do poziomu akceptowalnego przez wirujące ostrze, rozpoczął uparty, monotonny marsz. Sielanka prysła jak bańka mydlana.

Chwilę później obudzone warkotem poczucie winy poderwało drugiego sąsiada, który z ponurą miną zaczął napychać skoszoną trawą trzewia swojego spalinowego głodomora. Stereofoniczne, wzmocnione efektem synergii vibrato przeszywało czaszkę na wylot. Dupa - pomyślałem. Dupa, nie popołudnie.

Następnie uruchomiłem własną kosiarkę i poszczułem ją na niekoszoną od prawie dwóch tygodni zieloność. To był jedyny sposób, by nie zwariować od hałasu. Rozpamiętując utraconą sielankę pozwalałem wygłodniałej maszynie wgryzać się w soczyste kępy. Kątem oka dostrzegałem, jak kolejni sąsiedzi z kwaśnymi minami powiększali grono drepczących Syzyfów.

I wtedy stał się cud. Zbudzony z poobiedniej drzemki Pan Bóg podniósł głowę z leżaka, spojrzał w dół  i groźnie mruknął. Ciemne chmury posłusznie zasłoniły słońce i przepędziły kosiarki krótką, intensywną ulewą. Kwadrans później Jego srogie oblicze pojaśniało, a słońce znów zalało okolicę figlarnie migocząc w przemoczonych do korzeni źdźbłach. Sielanka wróciła.  

2 komentarze:

  1. Tak poetycko, że mi się - odlegle - skojarzyło:

    "Zimą mroczną, bezdzienną, czarną od chmur zimą,
    wlokłem się senny,
    ociemniały z tęsknoty,
    z dymów
    ku dymom
    rozwłóczonym nocnymi pociągami — w mroku
    z czerwonymi iskierkami z lokomotyw —
    zimą, długim tunelem ku tobie, wiosennej —

    Niezliczonymi odjazdami dłużąc
    czas, tę ruchomość opuszczoną nocy,
    czekałem na wybuch —
    Wiatr skręcał z dymu i rozplatał powróz,
    lont gasnący —

    Słońce
    wysadziło z ciemności twój pokój!

    Jakby piorun po piorunie bił w to miejsce,
    zestrzeliłem w jedno przestrzeń
    w błyskawicznym zatrzasku wzdłuż torów!
    Dojechałem do ciebie z pierwszą burzą."

    KM :-)

    OdpowiedzUsuń